LO nr 43, Warszawa, GÅ‚adka 16
Szkoła Podstawowa i Liceum Ogólnokształcące nr 43 im. Andrzeja Struga, Warszawa, ul. Gładka 16
MENU
Wie¶ci

30 czerwca 2008

Odbyło się drugie spotkanie robocze Komitetu Redakcyjnego książki o SP i LO nr 43. Gościł nas Jacek Warlikowski. W spotkaniu wzięli udział (w kolejności alfabetycznej): Andrzej Janczak, Antoni Jankowski, Janusz Krzyżewski, Piotr Müldner-Nieckowski, Jerzy Nowakowski (Baryła), Jerzy Szpindler (Szpilar), Jacek (Waldemar) Warlikowski, Andrzej Wrotek.
Na przewodniczącego Komitetu wybrano Jerzego Nowakowskiego ("Baryłę"), a na redaktora naczelnego Piotra Müldnera-Nieckowskiego, który zobowiązał się stworzyć stronę internetową szkoły (pomoc w tej sprawie ofiarował Andrzej Janczak). Przyjęliśmy także ramowy program działania i wstępny projekt treści książki. Projekt wymaga uzupełnień i poprawek, więc jeszcze go nie zamieszczamy.

6
Harcerska S³u¿ba Polsce Socjalistycznej
Harcerska S³u¿ba Polsce Socjalistycznej (HSPS) by³a ruchem programowym wewn±trz Zwi±zku Harcerstwa Polskiego wprowadzanym od 1973 [lub 1974] roku jako program dla dru¿yn harcerskich dzia³aj±cych w szko³ach ¶rednich. W czasach gierkowskich w³adze d±¿y³y do zunifikowania i skomunizowania wszystkich organizacji m³odzie¿owych, co stopniowo zaczê³o je upodabniaæ do ZMP i "czerwonego harcerstwa" z lat 40. i 50.
Przez pewien czas HSPS w LO nr 43 zajmowa³a siê Ewa Cichoñ.

Oto co znajdujemy na ten temat w Wikipedii:

Program [HSPS] opiera³ siê na koncepcji klasodru¿yn, w których ca³a klasa szkolna by³a uznawana za dru¿ynê harcersk±, a dru¿ynowym zostawa³ czêsto wychowawca klasy. Dru¿yny HSPS nie nosi³y tradycyjnych szarych i zielonych mundurów harcerskich, u¿ywa³y natomiast be¿owych (piaskowych) koszul, czerwonych krajek i bordowych beretów. Harcerze HSPS-u sk³adali zmienione i zideologizowane przyrzeczenie harcerskie, czêsto w rocznicê Manifestu Lipcowego lub w czasie ¶wiêta 1 Maja. Jednym z g³ównych ideologów HSPS by³ tow. Jerzy Majka, pó¼niejszy redaktor naczelny Trybuny Ludu. Stopieñ indoktrynacji i wp³ywu programu HSPS na m³odzie¿ by³ ró¿ny w zale¿no¶ci od regionu kraju lub konkretnego ¶rodowiska harcerskiego. W miastach o ugruntowanych i silnych tradycjach harcerskich, HSPS by³ marginalizowany oddolnie - dru¿yny bra³y udzia³ w programie pozornie lub z minimalnym tylko zaanga¿owaniem, a takie sabotowanie tolerowane by³o na szczeblu komend szczepu lub hufca. Natomiast w miastach i dzielnicach "nowych", "robotniczych" (np. w powsta³ej po 1945 r. Nowej Hucie) program HSPS realizowany by³ relatywnie skrupulatniej.
VII Zjazd ZHP podj±³ decyzjê o likwidacji HSPS w marcu 1981.


Wiesz co¶ wiêcej na temat HSPS i podobnych wyczynów komuny? Napisz do nas!
Pisa³ o tym znany dziennikarz i krytyk literacki Krzysztof Mas³oñ w ksi±¿ce "Bananowy song" (¦wiat Ksi±¿ki, Warszawa 2008). Poni¿sze fragmenty znajdziesz tak¿e tu: o HSPS i nie tylko.


 

Krzysztof Mas³oñ

Bananowy song

(fragmenty)

 

HARCERSKA S£U¯BA POLSCE SOCJALISTYCZNEJ

 

"Azymut prowadzi do huty", tak w 1979 roku zatytu³owa³em reporta¿ w "Sztandarze M³odych", patetyczn± opowie¶æ o harcerskim wk³adzie w powstawanie inwestycji stulecia - Huty Katowice. O harcerstwie nie mia³em pojêcia, ominê³y mnie jako¶ zbiórki, obozy, nigdy nie nosi³em mundurka, nawet zuchem nie by³em. Pewnie dlatego przydzielono mi w redakcji dziennikarsk± obs³ugê dzia³añ tej trzymilionowej (!) wtedy organizacji m³odzie¿owej.

Czas dla Zwi±zku Harcerstwa Polskiego by³ jak najgorszy. W 1974 roku na fali przeobra¿eñ w ruchu m³odzie¿owym powo³ano Harcersk± S³u¿bê Polsce Socjalistycznej. By³ to zabieg tyle¿ debilny, ile makiaweliczny. Harcerstwo z samej swojej natury jest elitarne, tote¿ na przekór z dnia na dzieñ uczyniono je masowym. Komsomolskie wzory by³y a¿ nadto widoczne. Spokój dano tylko najm³odszym, pozostawiaj±c system zuchowy w spokoju, ale ju¿ starszych harcerzy przyodziano w piaskowe koszule i czerwone krajki wi±zane tak jak krawaty. Bardziej taki HSPS-owiec przypomina³ dawnego zetempowca ni¿ harcerza. A harcerzami stali siê nawet ci, którzy o tym nie wiedzieli. Po prostu ka¿da klasa szkolna automatycznie stawa³a siê dru¿yn± HSPS, a szko³a - szczepem. Dru¿ynowym zazwyczaj by³ wychowawca klasowy, a szczepowym dyrektor szko³y. ¶eby by³o ¶mieszniej, harcerskie formy pracy z m³odzie¿± by³y ¼le widziane.

Na plenach Rady Naczelnej ZHP, którym siê z redakcyjnego obowi±zku przys³uchiwa³em, dyskutowano g³ównie o tym, jak wykorzeniæ ze Zwi±zku "niedotrzymuj±ce kroku wspó³czesno¶ci" tradycje, jak uczyniæ szkolenie idelogiczne bardziej atrakcyjnym, no i najwa¿niejsze - co zrobiæ, by zwiêkszyæ liczbê cz³onków ZHP rekomendowanych do Partii. G³ównym ideologiem HSPS-owskiego harcerstwa by³ przysz³y naczelny "Trybuny Ludu" Jerzy Majka. Na organizacyjnych nasiadówkach rozprawia³ siê z widmami Andrzeja i Olgi Ma³kowskich, nie zapomina³ te¿ o unosz±cym siê w gmachu dawnej YMCA duchu Jacka Kuronia, ale najwiêksz± pianê toczy³, polemizuj±c z pogl±dami Kazimierza Ko¼niewskiego (zaocznie) i m³odego wówczas W³odzimierza Paszyñskiego.

Obs³uga prasowa takich nasiadówek by³a katorg±. M³odzie¿owi aparatczycy powielali zachowania z Bia³ego Domu rodem i domagali siê traktowania przez "ich" "Sztandar M³odych" równego dopieszczania sekretarzy KC PZPR przez "Trybunê". G³ównie interesowa³a ich d³ugo¶æ relacji, miejsce na stronie gazety i jako¶æ fotografii, która przy tamtych mo¿liwo¶ciach poligraficznych zawsze by³a fatalna. Poldek Dzikowski, legendarny fotoreporter "Sztandaru", utrzymywa³ zreszt±, ¿e dobrego zdjêcia naczelnikowi ZHP, a by³ nim niejaki Jerzy Wojciechowski, zrobiæ siê nie da, gdy¿ cz³owieka przypomina ma³o. "M³odzie¿owcy" z ulicy Konopnickiej mieli kompleksy i z innych powodów, gdy¿ twierdzili, ¿e w ramach Federacji Socjalistycznych Zwi±zków M³odzie¿y ich organizacja, choæ najwiêksza, traktowana jest w porównaniu z ZSMP czy SZSP po macoszemu. By³o w tym trochê prawdy; z siedziby na Smolnej bli¿ej by³o na drug± stronê Alej Jerozolimskich i urzêduj±cy tam "federa¶ci" mogli liczyæ na szybszy awans w strukturach partyjnych ni¿ ich poprzebierani za harcerzy koledzy uwa¿ani za ma³o powa¿nych.

O jêzyku gierkowskiej propagandy wzorowanym na wojskowej nowomowie m±dre ksi±¿ki pisa³ Micha³ G³owiñski. Jêzyk ten zadomowi³ siê w harcerstwie lat 70. i st±d po operacji "Frombork" przyszed³ czas na operacjê "Bieszczady-40", a chyba z rozpêdu i na "Azymut - Hutê Katowice". Mia³o to byæ sztandarowe przedsiêwziêcie Akcji Letniej, choæ rozs±dni ludzie - a takich w ZHP wbrew sk³adowi Rady Naczelnej nie brakowa³o - pukali siê w czo³o, pytaj±c, czy te letnie obozy organizowane bêd± w cieniu wielkiego pieca, bo je¶li tak, to mo¿e dzieci siê przegrzej±. Bieszczadzka "operacja" mimo niepokoj±cych sygna³ów o konfliktach z miejscow± ludno¶ci±, której m³odzie¿ mia³a pomagaæ, a bywa³o, ¿e przeszkadza³a, nios³a ze sob± powiew romantyki, no i, co najwa¿niejsze, gwarantowa³a kontakt z natur±. Ale o jakiej naturze mo¿na mówiæ w kombinacie hutniczym!

Pe³en najgorszych przeczuæ wsiad³em do poci±gu jad±cego do Zawiercia. W biurowcu huty odnalaz³em pokój "bratniej" organizacji - ZSMP, której pracownik zaprowadzi³ mnie do gabinetu sekretarza organizacji zak³adowej odpowiedzialnego za propagandê. - Taka jest procedura - wyja¶ni³, nie zwa¿aj±c na to, co mamroczê, a prosi³em jedynie o po¶wiadczenie delegacji i wskazanie mi miejsca, w którym znajdê harcerzy.

- Dobra, dobra, na wszystko przyjdzie czas - us³ysza³em i ju¿ podawa³em rêkê sympatycznemu czterdziestolatkowi.

- Prosto z dworca - zatroszczy³ siê sekretarz. - To id¼cie do sto³ówki, a ja zamówiê samochód za godzinê. Dobrze bêdzie?

Przytakn±³em. W sto³ówce zwróci³ moj± uwagê tatar, który - s±dz±c po talerzach na sto³ach - mia³ najwiêksze powodzenie. Po pierwsze, kucharki nabiera³y go chochlami prosto z miednic, a po drugie, by³ szlachetnej barwy sinoszarej. Wypi³em herbatê, zjad³em kawa³ek chleba z mas³em.

- Jak ¶niadanko? - z kolejnym pytaniem pospieszy³ mój hutniczy cicerone. - U nas miêsa nie brakuje, nie ma prawa. Lufê? - znów zapyta³.

- Tak rano? - ob³udnie wyrazi³em zdziwienie.

- Jakie rano, jakie rano, ju¿ mia³em dwie wizyty, twoja jest trzecia. Wczoraj by³o dwunastu dziennikarzy, wszyscy chc± wiedzieæ, czym ¿yje huta. A co was interesuje, redaktorze?

- Harcerze.

Nawet okiem nie mrugn±³:

- Pomagaj±, pracuj±, wypoczywaj±. ¦wietna m³odzie¿.

Pod papierosa wypili¶my pó³ butelki S³onecznego Brzegu, po czym sekretarz wrêczy³ mi bajecznie kolorowy album Huta Katowice i bie¿nik z takim samym napisem. Chcia³ mi jeszcze daæ czapeczkê, ale podziêkowa³em.

- No pewnie - skrzywi³ siê, a mo¿e u¶miechn±³. - Lubiê m³odzie¿owców, sam by³em w organizacji harcerskiej - wyra¼nie siê rozmarzy³ - nie bêdê wam ¿a³owa³.

I przekaza³ mi pó³ litra z k³osem. Te¿ nie mrugn±³em okiem.

Samochodem terenowym zawieziono mnie do obozu. Pó³ litra da³em komendantowi, który w rewan¿u zaprosi³ mnie na kolacjê. Nie poszed³em tam, spêdzaj±c wieczór z harcerzami przy ognisku. Komendant nie nalega³ specjalnie, zdaje siê, ¿e mia³ swoje sprawy, gdzie¶ pó¼nym wieczorem, a w³a¶ciwie ju¿ noc±, wyje¿d¿a³. M³odzie¿ - sekretarz mia³ racjê - rzeczywi¶cie by³a ¶wietna. Na pracê nikt nie narzeka³, nie by³o jej zreszt± wiele. Ze szkoleñ ¶miano siê, kpi±c otwarcie. Harcerze namioty rozbili w lesie, zalew by³ niedaleko, koñczy³y siê wakacje i ¿al im by³o wracaæ do szko³y. "A tu takie grzyby" - entuzjazmowali siê nie bez powodu; nigdy w ¿yciu nie jad³em tak wielkich i smacznych kañ.

Po powrocie napisa³em tekst koñcz±cy siê lirycznym zapewnieniem, ¿e po wakacjach ci m³odzi ludzie bêd± ju¿ mieli do Huty Katowice inny stosunek, bo "w jakim¶ stopniu jest to ju¿ ich huta". Reporta¿ zosta³ pochwalony, ba, dosta³em do niego jak±¶ redakcyjn± docenê. Po Sierpniu 80 o "Azymucie - Huta Katowice" nikt siê ju¿ nawet nie zaj±kn±³. I s³usznie - my¶la³em, wstydz±c siê - co tu du¿o mówiæ - tamtego tekstu.

Parê lat temu pozna³em Leszka Biernackiego, dzi¶ szefa agencji reklamowej, wtedy nauczyciela na ¦l±sku i harcerskiego instruktora. Kiedy opowiedzia³em mu tê historyjkê, spojrza³ na mnie jak na idiotê:

- Czy ty masz pojêcie, ¿e dla wielu z tych dzieciaków to by³a jedyna mo¿liwo¶æ fajnego spêdzenia wakacji?

Na moje w±tpliwo¶ci natury ekologicznej tylko machn±³ rêk±, a polityczne skwitowa³ nastêpuj±co: - Partyjni bossowie wymy¶lili sobie, ¿e wychowaj± m³odzie¿ po komsomolsku. I tak dobrze, ¿e nie przenie¶li ¿ywcem do Polski systemu pionierskiego. A mia³o byæ tak: HSPS w szkole, ZSMP w pracy, SZSP na studiach, a na koñcu tej drogi do organizacyjnej szczê¶liwo¶ci - PZPR. Sêk w tym, ¿e ju¿ nikt nie traktowa³ serio takich pomys³ów i wszyscy mieli w dupie huty i azymuty. Ale je¶li by³o im wtedy, pod tymi namiotami, dobrze, to zachowaj± w pamiêci tamto lato.

Mo¿e i tak, w koñcu smak sma¿onych na ognisku grzybów wci±¿ mam na jêzyku.

 

HIPISI

 

19 lutego 1972 roku "Sztandar M³odych" wydrukowa³ pierwszy odcinek, zas³uguj±cej na miano kultowej sensacyjnej powie¶ci Anny K³odziñskiej Wrak. A zaczyna³a siê ona tak: "Hipy obsiad³y skwer, ich ulubione miejsce oprócz letniej herbaciarni. Siedzieli rz±dkiem na ³awkach, wszystko d³ugow³ose, przewa¿nie brodate, cicho o czym¶ rozmawiali. Dziewczyny by³y tylko dwie -S³owianka i Ta Pierwsza, o której mówiono, ¿e dawniej chodzi³a z Prorokiem, teraz j± jako¶ zaniedba³. Hipy porozpina³y brudne koszule; ¶lady po ¿yletkach i paznokciach odznacza³y siê ostro na skórze".

Na skwerku przy pomniku Adama Mickiewicza na warszawskim Krakowskim Przedmie¶ciu, bo to o ten skwerek chodzi³o niezrównanej autorce powie¶ci milicyjnych, bywa³o gor±co. Dos³ownie i w przeno¶ni. Gdy ludowe s³oneczko przygrzewa³o, mo¿na siê by³o opalaæ. Hipisi eksponowali swoje upierzenie, rozprawiali o wy¿szo¶ci "pasty" nad "ferm±" (¶rodków uwa¿anych za odurzaj±ce) lub odwrotnie, przekazywali sobie wymiêtoszone kartki z drukowanymi na maszynie, odbijanymi na spirytusowym powielaczu, a najczê¶ciej przepisywanymi rêcznie - niczym przez ¶redniowiecznych skrybów - egzemplarzami Skowytu Allena Ginsberga, wymieniali p³yty, czasem wdawali siê w leniwe pogawêdki z bywalcami pobliskiej winiarni U Hopfera (mie¶ci³a siê po przeciwnej stronie ulicy ni¿ dzisiejszy lokal o tej samej nazwie, niemaj±cy jednak nic wspólnego z przybytkiem prowadzonym przez niezapomnian± Pani± Stasiê).

Sielski nastrój burzy³a Milicja Obywatelska, urz±dzaj±c naloty na skwerek. Zazwyczaj rutynowo sprawdza³a dokumenty i przegania³a towarzystwo - które przemieszcza³o siê wtedy na Stare Miasto - a czasem zabiera³a hipów na do³ek w celach - najogólniej mówi±c - dydaktyczno-wychowawczych. Dramatycznie ¼le bywa³o, gdy na skwerek zapuszczali siê garownicy, bij±c hipów, którzy - ze wzglêdu na g³oszony pacyfizm - nie odp³acali siê piêknym za nadobne, lecz cierpliwie znosili upokorzenia, czekaj±c, a¿ podziarganym protoplastom dzisiejszych ogolonych na ³yso ch³opców bejsbolowców przejdzie ochota "czyszczenia miasta z brudasów". W takich chwilach mo¿na by³o liczyæ co najwy¿ej na charakter w nogach lub interwencjê przypadkowych przechodniów. Ciekawe, ¿e najbardziej sk³onni do pomocy byli popijaj±cy winko bywalcy Hopfera wyra¼nie solidaryzuj±cy siê z malownicz± gromad± ze skweru traktowan± jako trwa³y element krajobrazu na równi z zakonnicami z pobliskiego klasztoru.

Niestety, zdecydowanie wiêksza czê¶æ spo³eczeñstwa, a to znaczy - i przechodniów z Krakowskiego Przedmie¶cia - mia³a o hipisach jak najgorsze zdanie, czêsto wiêc widz±c bitych d³ugow³osych, wyra¿a³a aplauz w rodzaju "Dobrze im, zwyrodnialcom", ni¿ potêpia³a agresywnych osi³ków w obowi±zkowych ortalionowych kurtkach zwanych Szwedkami. A jak ubrany by³ polski hippie? Do¶æ dowolnie, przywi±zywa³ natomiast wagê do atrybutów: wisiorka z pacyfem (pó¼niej nazwa tego znaku przeciwników wojny zmieni³a rodzaj z mêskiego na ¿eñski, zostaj±c pacyf±), chlebaka ("wszystko co mam, mie¶ci siê w tym chlebaczku") czy dzierganej torebki w ró¿nokolorowe pasy, a w pó¼niejszych latach - koralików, z których robiono bransoletki. Dobrze widziany by³ te¿ du¿ej wielko¶ci krzy¿ na piersi.

Ch³opcy chodzili w mo¿liwie jak najbardziej rozszerzanych spodniach (nogawka od 35 centymetrów wzwy¿), najczê¶ciej z dewetyny, uznaniem cieszy³y siê koszule wzorowane na rosyjskich rubaszkach, na grzbiet nak³adano kurtki: kangurki (z kieszeni± z przodu) lub ¿o³nierskie panterki. Dziewczyny nosi³y barwne, "bananowe" spódnice, bufiaste, haftowane bluzki, kapelusiki, na nogach sanda³y. Po¿±dany by³ w tym uniformie jaki¶ rys zaniedbania. Je¶li hipis bez wzglêdu na p³eæ nie rozpuszcza³ w³osów, wi±za³ je w kucyk lub czê¶ciej przewi±zywa³ opask±.

O ¿adnym wplataniu kwiatów w ow³osienie nie by³o mowy. Na kwieciste elementy stroju te¿ trzeba by³o uwa¿aæ, o ile bowiem nie budzi³y emocji drobne kwiatki, tak zwane ³±czki, o tyle satynowe koszule w duŜe kwiaty zarezerwowane by³y dla gitów. Starszemu pokoleniu trudno siê by³o w tym po³apaæ.

Ale wracam na warszawsk± starówkê. Hipy mia³y tam kilka chêtnie nawiedzanych miejsc, a to herbaciarniê U Pana Micha³a i piêterko kawiarni Krokodyl, gdzie przy jednej herbacie dziesiêæ osób potrafi³o przesiedzieæ nawet parê godzin. Obs³uga traktowa³a hipisów jako dopust bo¿y, z rezygnacj± ponawiaj±c co jaki¶ czas próby wyegzekwowania wiêkszego zamówienia. Bez skutku. Trzeba by³o natomiast korzystaæ z szatni, co spotyka³o siê z protestami. Wzglêdna idylla skoñczy³a siê, kiedy gary urz±dzi³y ekspedycjê karn± na Krokodyla i od tamtej pory, je¶li pojawia³o siê w kawiarni razem wiêcej ni¿ dwóch d³ugow³osych, wypraszano ich stamt±d. No, wyrzucano na kopach.

Moje kontakty towarzyskie z hipami by³y serdeczne, acz okazjonalne. Koñczy³em szko³ê i mog³em jedynie zazdro¶ciæ takiemu Karemu d³ugo¶ci w³osów, a te siêga³y mu za siedzenie. Zaprzyja¼ni³em siê z nim w szpitalu na Nowowiejskiej, gdzie przy pomocy psychiatrów próbowali¶my omin±æ pu³apki, jakie zastawia³a na nas rzeczywisto¶æ. Karemu na przyk³ad zafundowa³a w³a¶nie bilet do jednostki wojskowej, przeszkadzaj±c w realizacji jego ¿yciowych planów. Te zreszt± nie by³y skomplikowane. Kary, który zapuszcza³ w³osy bodaj trzy lata, chcia³ je jeszcze podhodowaæ, by uros³y jeszcze przynajmniej pó³ metra, marzy³ o wyje¼dzie do Ameryki (jak wszyscy), a na razie - sz³o lato - wybiera³ siê w Bieszczady. W Bieszczady je¼dzili¶my wszyscy. Hipy zak³ada³y tam swoje hipchaty, systematycznie niszczone przez milicjantów, którym wystarcza³ do tego kanister z benzyn±. To nie by³y Bieszczady z filmu Wilcze echa ani z piosenki Wojciecha M³ynarskiego. Ju¿ tyle o ile ucywilizowane, ju¿ z zapor± na Solinie, ale z w³ócz±cymi siê po Komañczy facetami z nadrukami "ZK" na waciakach, pracuj±cymi tam przy wyrêbie lasu, z nielicznymi Ukraiñcami, po wódce otwieraj±cymi siê, ale i wówczas niebezpiecznymi, z ca³± t± pograniczn± dziko¶ci± przyrody i ludzkich serc.

Gdy w 1972 roku przyjecha³em do Rzepedzi z Ry¶kiem Pêdziñskim i jego koleg± W³adeczkiem, w ¶lad za dziewczynami, które tam wraz z mam± jednej z nich wynajê³y kwaterê. Rozbili¶my namiot na pustej polanie w pobli¿u torów kolejowych. Nastêpnego dnia rano przyjecha³ na rowerze gajowy i ostrzeg³, ¿e niedawno w tym samym miejscu zamordowano dziewczynê i ch³opaka. My¶leli¶my, ¿e jaja sobie z nas robi, ale w knajpie tubylcy potwierdzili tê wiadomo¶æ.

O hipisowskim ¿yciu w Peerelu ¶wietn± ksi±¿kê "Mistycy i narkomani" napisa³ po latach Wojciech Michalewski. Nale¿a³ on do najwytrwalszych hipów, nieomal ojców za³o¿ycieli ruchu, który w istocie zawsze by³ nieliczny, a jedynie p±czkowa³ hipami niedzielnymi, wakacyjnymi, sympatykami, którzy aktywizowali siê latem i przy okazji zlotów: tych pierwszych - w Kazimierzu, Sopocie i przede wszystkim w Czêstochowie.

Nieszczê¶ciem by³y narkotyki. Có¿ z tego, ¿e wielu hipisów po eksperymentach odstawia³o prochy i morfinê - bywa³o, ¿e na zawsze, skoro wkrótce, w³a¶nie w latach 70., pojawi³ siê "kompot" i ta brudna heroina zaczê³a zabijaæ czêsto bardzo m³odych akolitów ruchu. Niebawem trudno siê by³o zorientowaæ, kto jest kim, kto jest tylko hipisem, kto tylko narkomanem, a kto jednym i drugim.

Ze starszych warszawskich hipów pamiêtam Su³ka i Dzieciaka, a potem ca³± barwn± grupê przesiaduj±c± w kawiarni Ulubiona, od ksywy jednego z nich "Filipami" zwan±. Ale i tak± Magdê Adamiak, która by³a, by³a i nagle nie by³o jej ju¿ nigdy i nigdzie. Podobnie jak jej nieod³±cznej przyjació³ki Ba¶ki Michalskiej. Ale to ju¿ dzia³o siê w makowych czasach. Z narkotykowego zagro¿enia d³ugo nie zdawano sobie sprawy. Problem lekcewa¿ono, marginalizowano, o¶mieszano, robi±c ludziom wodê w mózgach. W "Polityce" z marca 1971 roku, w rubryce "Co¶ z ¿ycia" ukazuj±cej absurdy naszej rzeczywisto¶ci, przeczytaæ mo¿na by³o nastêpuj±c± notê: "Uniwersa³ - klej, który klei skórê i wszystko, produkcji ZG Inco. zaopatrzony jest w wydrukowane na etykiecie ostrze¿enie: Szkodliwy w wypadku spo¿ycia. Czy¿by dosz³o ju¿ do tego, ¿e nasz brat-cz³owiek naw±chawszy siê Tri, ugasiwszy pragnienie wod± brzozow±, zacz±³ sobie strzelaæ na kaca klej uniwersalny?". Tego nie ma nawet jak skomentowaæ: rêce opadaj±.

Interesuj±ce, ¿e dzisiaj eksponowane bywa polityczne oblicze ruchu wymierzone ponoæ w komunê. Co¶ by³o na rzeczy, ale w przesadê popadaæ nie nale¿y, podobnie jak z hipisowsk± religijno¶ci±. W tej pierwszej fali hipów, z któr± siê zetkn±³em, nie by³o jeszcze ksiêdza Andrzeja Szpaka, a Kriszna nie przeszkadza³ Jezusowi - i wzajemnie. Tyle ¿e ten pierwszy - po s³awnym utworze George'a Harrisona - wydawa³ siê bardzo ¶wiatowy. Po co siê oszukiwaæ - w rodzimym hipisowaniu najbardziej chodzi³o o to, by wyró¿niæ siê z szarego t³umu, zbulwersowaæ "mieszczan" i my¶leæ, ¿e jeste¶my tacy sami jak nasi rówie¶nicy z wolnego ¶wiata. A ma³powali¶my ich bez opamiêtania. Chodzi³o te¿ o muzykê, tak±, jak± grano tam, a nie grano tu. I trzeba by³o pocieszaæ siê erzacem.

W poszukiwaniu takiej namiastki zawêdrowa³em którego¶ dnia na wystêp zespo³u Blues Trio, stanowczo niedocenionego, niestety, nie¿yj±cego ju¿, rockandrollowca Wojciecha Skowroñskiego. Koncert mia³ miejsce w namiocie cyrkowym ustawionym ko³o buduj±cego siê (jeszcze go nie by³o!) Dworca Centralnego. Zabawa by³a przednia, a to g³ównie dlatego, ¿e po ka¿dym zagranym numerze Skowroñski wo³a³: "Hej!", robi±c palcami znak "victorii" w stronê d³ugow³osej czeredy stoj±cej po lewej stronie estrady, czym do furii doprowadza³ garowników zgrupowanych po stronie przeciwnej. "Solidarno¶æ" nikomu siê nie ¶ni³a, a proszê, popularny "zaj±czek" budzi³ w ³ysych ³bach te same z³e emocje co æwieræ wieku pó¼niej w ZOMO.

Trzeba by³o dopiero 1989 roku i Tadeusza Mazowieckiego, by ten czasowo przejêty przez hipisów znak "V" podnie¶æ, z trybuny sejmowej, do rangi bez ma³a pañstwowej. Inna sprawa, ¿e premier o ma³o siê przy tym nie obali³.

 

JAJA

 

"Jajcem holenderskim blues" ¶ci¶le ¶rodowiskow±, limitowan± przez cenzurê popularno¶æ zdoby³ sobie Salon Niezale¿nych, pupil - o czym siê nie pamiêta - Toeplitzowych "Szpilek" z pocz±tku lat 70. Ludno¶æ bardziej interesowa³a siê jednak innymi jajami. A te by³y w trzech rodzajach: ¶wie¿ym, ch³odniczym i wapnowanym. 19 stycznia 1971 roku nast±pi³a sezonowa obni¿ka ich cen, jak¿e mila kieszeni klienta, o czym z satysfakcj± nie omieszka³a poinformowaæ prasa, radio i telewizja. Otó¿ w zwi±zku z dobrym przebiegiem skupu o piêæ tygodni wcze¶niej ni¿ w roku poprzednim obni¿ono o 30 gr cenê jaj ¶wie¿ych. Odt±d p³acili¶my 2,70 z³ za jajo du¿e, 2,40 za ¶rednie, a 2,10 za ma³e. Równocze¶nie o 20 gr obni¿ono ceny - znacznie mniej popularnych, czy mówi±c wprost, bêd±cych w pogardzie - jaj ch³odniczych i wapniaków. Te ostatnie by³y - zdaniem urzêdników od handlu jajami - "znosami kurzymi przechowywanymi w wapnie". Capi³y jak siarkowodór. A wszystkie jaja w tamtych niezapomnianych czasach stemplowano trójk±tnymi znaczkami: na czerwono (rzekomo ¶wie¿e), granatowo (ch³odnicze) i czarno (wapienne). By³y jeszcze jaja w proszku i - jedyne nadaj±ce siê do spo¿ycia - "jaja od baby". "Baba" - w przypadku mojej rodziny pani Aniela przyje¿d¿aj±ca z jajami, serem (niekiedy ¶mietan±!) i cielêcin± z Prostyni ko³o Ma³kini - witana by³a w progach miejskich domostw niczym najdostojniejszy go¶æ, obecno¶æ jej zwiastowa³a bowiem nadej¶cie dni t³ustych, co przek³ada³o siê na przyk³ad na jajecznicê, po której zjedzeniu cz³owiek nie dostawa³ drgawek.

A je¶li chodzi o tamt± obni¿kê cen jaj "uspo³ecznionych" ze stycznia 1971 roku, to ju¿ sam naród musia³ rozstrzygn±æ we w³asnym sumieniu, czy i na ile na dobry przebieg skupu z pocz±tku "dekady dobrobytu" osobisty wp³yw wywar³ pierwszy sekretarz KC PZPR, towarzysz Edward Gierek. Poprzedniemu skupowi patronowa³ jeszcze W³adys³aw Gomu³ka.


Design pmn

Warning: Unknown: Your script possibly relies on a session side-effect which existed until PHP 4.2.3. Please be advised that the session extension does not consider global variables as a source of data, unless register_globals is enabled. You can disable this functionality and this warning by setting session.bug_compat_42 or session.bug_compat_warn to off, respectively in Unknown on line 0